Czy zdobycie szczytu w górach i w biznesie oznacza to samo?
W najnowszym odcinku moim gościem jest Łukasz Łagożny – pochodzący i mieszkający na Podkarpaciu 25. Polak, który zdobył Koronę Ziemi, 41. Polak, który zdobył Mount Everest, alpinista, taternik, podróżnik i ultrabiegacz. Człowiek z pasją, który śmiało realizuje marzenia i odnosi sukcesy w biznesie.
W naszym podcaście dowiecie się o tym:
· Co sprawia, że odnosimy sukces zarówno w górach i biznesie?
· Jak zbudować silny zespół i kto rządzi w górach?
· Które czynniki decydują o sukcesie bądź porażce?
· Jak podejmować trudne decyzje w warunkach ekstremalnych?
· Jak radzić sobie z porażką?
· Jaką rolę odgrywa komunikacja w kształtowaniu zespołu złożonego z różnych osobowości
#Marzenia #Pasja #Biznes #Sukces #Efektywnafirmawnecie #Rozmowazpasją #MountEverest
Czego dowiesz się w tym odcinku?
- 0:30Jak łączyć pasję z biznesem?
- 7:44Jak dobierać i dowodzić zespołem?
- 18:40Szczyt to tylko połowa drogi
- 24:52Osobiste ambicje a przyjaźnie
- 31:51 Po pierwsze: pokazać ludziom, że się da
Czy zdobycie szczytu w górach i w biznesie oznacza to samo?
Łukasz Łagożny: No jeden z najbardziej koszmarnych wypadków pod Everestem. Ale teraz pytanie, czy był to wypadek? Czy nie były to wyścigi pomiędzy dwoma liderami? Marznięcie w 25 czy 35, a zdarzyło mi się nawet 50 stopniowym w mrozie. Jak może dawać to frajdę czy przyjemność? W górach najwyższych robię między 30 a 50 kroków i nie jestem w stanie zrobić kolejnego.
Jeżeli ja zostanę z moim partnerem przy złych warunkach pogodowych, to my najprawdopodobniej zginiemy we dwójkę.
Jak łączyć pasję z biznesem?
Tomasz Jaros: Dzień dobry, witam w kolejnym odcinku Efektywnej Firmy w Necie. Dzisiaj moim gościem jest Łukasz Łagożny. Witam Cię serdecznie.
Łukasz Łagożny: Dzień dobry.
Tomasz Jaros: Himalaista, alpinista, ultramaratończyk, taternik. Człowiek, który zdobył koronę Ziemi oraz realizuje teraz swój projekt Śnieżna Pantera.
Dodatkowo zaangażowany przedsiębiorca, człowiek wspierający środowiska lokalne u siebie, na Podkarpaciu. Przy okazji, ambasador Winnet. No to może zacznijmy od tego, co sprawia, i opowiesz nam o tym, co sprawia, że masz taką pasję górską i osiągasz sukcesy
Łukasz Łagożny: To jest bardzo trudne pytanie, dlatego że po pierwsze nie można odpowiedzieć jednym słowem czy jednym zdaniem.
Każdy powinien mieć jakąś pasję. Nieważne czy są to góry, czy jest to gra w szachy, bieganie, a może czytanie książek. Każda pasja na pewno rozwija człowieka pod każdym względem Pasję trzeba znaleźć. Tę, która rzeczywiście człowiekowi w jakiś sposób, w cudzysłowie, sprawia przyjemność. Bo jak marznięcie w 25 czy 35, a zdarzyło mi się nawet 50 stopni w mrozie, jak może dawać to frajdę czy przyjemność.
Ale przez drogę do tych sukcesów, człowiek zaczyna poznawać siebie, a to jest przyjemne. Dlatego że wiemy, na co nas stać, co możemy zrobić, co możemy osiągnąć, później przekładając to na życie codzienne. Jak i na sukcesy, czy to w drodze zawodowej, czy sukcesy nawet w takim zwykłym zaciszu rodzinnym.
Tomasz Jaros: Jak planowałeś taką pierwszą wyprawę?
Bo przecież to jest duże przedsięwzięcie logistyczne. Z jednej strony trzeba pogodzić wysiłek sportowy, czyli przygotować się treningowo tak naprawdę. A drugiej strony też masz jakieś zaplecze biznesowe, które za tym stoi. Znalezienie partnerów, patronów medialnych.
Łukasz Łagożny: Nie jest to proste i powiem też kolokwialnie, wiele osób mnie pyta jak to zrobić.
Nie jest to prosta droga, ale jestem doskonałym przykładem, że można, i że da się, mówiąc też żargonem. Dlatego że trzeba naprawdę dużo poświęcić czasu na przygotowania. Po pierwsze fizyczne, po drugie psychiczne, o czym też bardzo często nie mówimy. Bardzo dużo trzeba funduszy zebrać, bo korona ziemi nie jest ani prostym ani tanim przedsięwzięciem. W moim wykonaniu, gdzie moja droga do korony ziemi zajęła mi 10 lat... Oczywiście 10 lat jest super przygody, ale też hektolitrów wylanego po prostu potu, nie raz łez. Mnóstwa treningów. Trzeba znaleźć na to budżet. W moim wykonaniu pół miliona złotych, co nie było też proste, choć i tak było to bardzo tanie.
Całość na tę drogę składają się podstawowe dni, podstawowe przygotowania. Nie jest też tak, że człowiek wstaje zza biurka i próbuje od razu wychodzić na Everest. To są rzeczywiście lata przygotowań, aby było po prostu bezpiecznie.
Tomasz Jaros: No tak, ale jeżeli mówisz o takich przygotowaniach, to jesteś człowiekiem bardzo zapracowanym, bo z jednej strony trenujesz, biegasz w ultramaratonach, utrzymujesz formę. Z drugiej strony, prowadzisz także swój biznes czyli dajesz prelekcje, piszesz książki i zaangażowany jesteś w rozwój swojego biznesu. Jak te światy łączysz?
Łukasz Łagożny: Mam takie powiedzenie. "Sen jest dla słabych". I rzeczywiście, człowiek jeżeli chce osiągnąć sukces w jakiejkolwiek materii, musi dać z siebie wszystko. Powiem szczerze, że nie mam od 10, a nawet chyba 12 lat czasu na oglądanie telewizji. Bardzo często treningi wykonuję późno w nocy, czyli 21, 22, po prostu ubieram buty, krótkie spodenki czy coś dłuższego, jeżeli jest to zima i wychodzę na trening.
Zdarzyło mi się chodzić na treningi o 2 czy 3 nad ranem, po skończonej pracy przed komputerem, jak np. podczas pisania książki gdzie tego czasu wtedy idzie bardzo dużo. Potrzeba... Bardzo dużej dawki samodyscypliny, żeby gdzieś nie utknąć z telefonem w ręku co dzisiaj jest niestety bardzo łatwe, bo ten telefon nas przyciąga przez różnego rodzaju scrollowanie aplikacji, social mediów i tego czasu może nam brakować.
Jeżeli dobrze zagospodarujemy ten czas, to mamy naprawdę czas na etat, na firmę, na pasję, mamy czas dla rodziny, który też bardzo sobie cenię. Ja mam żonę trójkę dzieci. Co też naprawdę bardzo mocno człowieka, można byłoby powiedzieć, że będzie ograniczało. Nic bardziej mylnego, bo można to wszystko świetnie połączyć.
Można pójść na trening biegowy, a przy mnie jadą dzieci na rowerach.
Tomasz Jaros: Rozumiem.
Łukasz Łagożny: I to wszystko jest możliwe do spięcia, tylko trzeba trochę chęci też do tego i takiego przełamania się, przełamania tej takiej codziennej rutyny tych też treningów. Powiem szczerze, że pierwsze, 30-45 dni jest walką z samym sobą. A później nabiera się pewnych nawyków, które pomagają człowiekowi.
Tak jak w życiu codziennym jeżeli chcemy zacząć od metamorfozy, przemiany i chcemy schudnąć, to nie możemy odłożyć chipsy na tydzień. Czy na dwa, czy na miesiąc. Tylko musi być to ciągłe. Będzie nas ciągnęło do tego i każdy ma słabości, ale nad nimi właśnie trzeba pracować.
Tomasz Jaros: Czyli tak naprawdę bardzo ważna jest samodyscyplina i taka regularna zmiana w sobie podejścia.
Łukasz Łagożny: Trzeba do tego przywyknąć, ale żeby do tego przywyknąć trzeba mieć ten cel. I tym celem w moim wypadku przez te 10 lat, można powiedzieć, pracy nad sobą był cel postawienia na ostatnim, dziewiątym szczycie, w wersji rozszerzonej korony Ziemi. To był cel, który był bardzo odległy. Też nie wolno zmierzać bezpośrednio do tego celu. Ja wiem, że teraz mówię trochę przewrotnie.
Ale jestem ultramaratuńczykiem, biegam długie dystanse, w nich się najlepiej czuję. Takim moim koronnym dystansem jest dystans 100-150 kilometrów, choć jestem jedyną osobą z Podkarpacia, która pokonała najdłuższe zawody w Polsce. Bieg Kreta w wersji Hardcore prawie 400 kilometrów, 378 kilometrów to jest 85 godzin w moim wykonaniu biegu, gdzie się śpi tylko 5 godzin.
I my na takim biegu, stając na starcie, nie biegniemy na metę. Czyli 400 prawie kilometrów dalej. Tylko biegniemy do kolejnego punktu kontrolnego, do kolejnego miejsca gdzie jest support, gdzie możemy uzupełnić wodę, gdzie możemy coś zjeść. Czyli biegniemy tak naprawdę 30, 20, 35 kilometrów. Dobiegamy do tego miejsca i nie patrzymy na zegarek, na GPS i stwierdzamy, kurde jeszcze 350, bo byśmy nie dobiegli.
Tylko myślimy następne 30 jest przed nami czy 40, przecież damy radę to zrobić. Etapowanie.
Jak dobierać i dowodzić zespołem?
Tomasz Jaros: Rozmawialiśmy przed nagraniem o tym, że także biznesowo zajmujesz się realizowaniem marzeń osób i organizujesz wyprawy komercyjne. Stąd moje pytanie, jak dobrać zespół różnych osobowości, różnorako przygotowanych fizycznie. I też jak dobrze zbudować zespół, żeby ten zespół mógł osiągnąć sukces, żeby te osoby osiągnęły swoje szczyty. Jaka jest rola takiej osoby jak ty?
Łukasz Łagożny: Powiem szczerze, że to można różnorako zrobić, dlatego że tak samo jak i w firmie, bardzo często przychodzimy do firmy, do jakiejś pracy i mamy już zespół, z którym... może to złe słowo, ale musimy pracować i musimy w jakiś sposób ten zespół zgrać ze sobą. Tak ja właśnie zgrywam różnego rodzaju osoby, dlatego że wiele jest osób, które chce spełnić swoje marzenia i załóżmy, ja się z nimi spotykam w połowie drogi i prowadzę ich, pokazuję im jako osoba powiedzmy bardziej doświadczona.
Muszę wyłapać w tym zespole osoby, nad którymi trzeba więcej czasu poświęcić i te które są można powiedzieć samodzielne. Dlatego rola każdego lidera tak naprawdę ma się tutaj w takim bardzo ważnym znaczeniu. Dlatego że ten lider musi znaleźć mocne strony każdych tych osób. I teraz kwestia, jeżeli my odpowiednio rozczytamy te osoby, to mamy po prostu albo dużo łatwiej, albo trudniej.
Tomasz Jaros: Jak to robisz? Na co zwracasz uwagę? Ponieważ mamy zbiór dziesięciu osób, czy ośmiu, o różnych emocjonalnych zaangażowaniach czy fizycznych, kto decyduje?
Łukasz Łagożny: Doświadczony lider widzi od razu po osobach. Ja będąc w górach wysokich zwracam uwagę na szczegóły, zwracam uwagę na to, kto w jaki sposób wiąże raki. Jak szybko zapina kask. Czy on szuka klamry do swojego kasku czy nie.
Bo jeżeli on szuka klamry to znaczy, że nie ma obycia z tym kaskiem. Jeżeli patrzę w firmie na informatyka, który widać, że nie zna obsługi jakiegoś programu to znaczy, że on nie za bardzo... Albo nakłamał w CV, albo rzeczywiście tego programu nie zna, albo po prostu mu się nie chce. Może mieć też słabszy dzień i bardzo dobrze jest wtedy po prostu takie osoby poobserwować i przydzielić im odpowiednie zadania. Osoba silna powinna iść ze mną, kontrolować tę grupę. Ale nie ze mną za moimi plecami, tylko na końcu tej grupy. Która też powinna zamykać tę grupę.
Tak samo w firmie musimy te zadania w odpowiedni sposób podzielić i rzeczywiście rozdawać je jak dobrą talię kart pomiędzy ludźmi.
Tomasz Jaros: To jaka jest rola lidera takiego jak ty? W kształtowaniu tego zespołu i żebyś ty miał też pewność, że osoby, które z tobą wyjdą po pierwsze będą bezpieczne. Oczywiście zaraz do warunków zewnętrznych lub tych, które mogą nas zaskoczyć, wrócimy, ale żeby te osoby też czuły się bezpiecznie z tobą.
Łukasz Łagożny: Trzeba pokazywać im odpowiedni kierunek, odpowiednią drogę. Jeżeli rzeczywiście widzę, że ktoś się porusza sprawnie w tych rakach, nie ma problemu z wiązaniem, nie ma problemu z kroczeniem, co też nie jest proste bo ten hud musi być np. dużo szerszy niż normalny po ulicy. To też bardzo szybko można zauważyć, właśnie to o czym tu mówiłem, o tym doświadczeniu. To bardzo często trzeba wybierać odpowiednią drogę i tutaj lider... nieważne czy właśnie biegów długodystansowych, bo też bardzo często biegamy w grupach, czy lider wyprawy wysokogórskiej, powinien znać tą drogę, powinien wiedzieć gdzie zmierza, ale na co dzień i w zmieniających się warunkach, czy to właśnie rynku, w którym działamy branży, czy zmieniającej się pogody na bazie gór, musimy odpowiednią drogę wybrać I nieraz ją zmienić, zmodyfikować w zależności od tego, na jakie trudności napotykamy. Bo nieraz bardzo często widać tą drogę, czyli ten nasz szczyt, nasz cel, do którego zmierzamy, ale na naszej drodze powstaje szczelina, która jest bardzo krótka półtorej metra, tylko my nie jesteśmy w stanie tego półtorej metra przeskoczyć, w szczególności pod górę i w szczególności w miejscu gdzie tego tlenu jest dużo, dużo mniej.
W związku z tym trzeba znaleźć alternatywą drogę, obejście i nieraz schodzi z tym długo czasu. Rolą lidera w tym wypadku nie jest porzucanie tych najsłabszych "spróbujcie przeskoczyć i zobaczymy, co się stanie, jak wpadnie to się może nic nie stanie". Tylko ważne jest to, żeby bezpieczny cały zespół obszedł ten problem, pokonał go. Być może trzeba wrócić do bazy, wziąć drabinę i położyć, bo obejście będzie zajmowało dwa czy trzy dni.
Tak przeliczenie na biznes, może mogą być to miesiące albo lata. Nie jesteśmy w stanie sobie pozwolić na taki czas. Dlatego trzeba znaleźć znaleźć te rozwiązania.
Tomasz Jaros: Ten przykład ze szczejną jest dobry, bo jego możemy Identyfikować tak jak opowiadasz, w wyprawach i spełnianiu marzeń, a z drugiej strony, pojawiają się szczelniny, tąpnięcia w prowadzeniu biznesu, w komunikacji między ludźmi.
I teraz pytanie moje takie, kto rządzi tak naprawdę jako lider w górach czy w biznesie.
Łukasz Łagożny: Rządzi zawsze lider, ale kto jest liderem? Liderem jest po prostu osoba, która nieraz niekoniecznie wie najwięcej, ale potrafi zapanować nad grupą. I teraz w szczególności podczas wypraw wysokogórskich nie jest łatwa taka rola, dlatego że ludzie, którzy idą w góry są bardzo często indywidualnościami.
Każdy z nich przynajmniej w moim wypadku, jak organizuje wyprawy, to są to osoby, które po pierwsze mają większą ilość pieniędzy, które mogą spożytkować na wyprawy. Bo wyprawy, umówmy się, nie są tanimi, same permity są dość drogie w związku z tym koszt wyprawy jest dość duży. Są to osoby, które bardzo często są na wysokich stanowiskach, bardzo często zarządzają różnego rodzaju firmami, dziesiątkami nieraz setkami, nierzadko tysiącami ludzi. I teraz moją rolą jest to, żeby podczas tej wyprawy, która trwa dwa, trzy tygodnie czy miesiąc czasu, żeby panować też nad tymi ludźmi.
Nie jest to proste, powiem szczerze, że trzeba mieć pewne predyspozycje, ale trzeba też pokazać takim ludziom, że to panowanie i kontrolowanie ich w tych danych warunkach jest po prostu z myślą o ich sukcesie. O tym, żeby oni doszli na ten szczyt, żeby oni stanęli na szczycie, ale żeby odbyło się to wszystko z wysoką dozą bezpieczeństwa i poczucia tego bezpieczeństwa.
I wtedy można nad taką grupą panować, wręcz trzeba nad taką grupą panować, bo nie możemy puścić tych osób wszystkich w różnego rodzaju strony, bo na pewno się to źle skończy.
Tomasz Jaros: No ale to bardzo wszystko ładnie brzmi, tak jak rozmawiamy, ale doskonale ,wiemy że takim sztandarowym przykładem jest wyprawa na Mount Everest w 1996 roku.
Dwie znane agencje turystyczne zabrały swoich podopiecznych na Everest. Z doświadczeniem, ale też nie wszyscy. No i wiemy o tym, ile osób tam poginęło. Z tego, co dobrze pamiętam chyba 10 osób.
Łukasz Łagożny: Tak, jeden z najbardziej koszmarnych wypadków pod Everestem. Ale teraz pytanie, czy był to wypadek. Czy nie były to wyścigi pomiędzy dwoma liderami, którzy chcieli pokazać, że "no ja nie dam rady? Moi klienci nie dadzą rady?". Pokażmy wszystkim, że się uda.
No i teraz, nieraz trzeba dojść do bardzo trudnej, ale jednak ważnej decyzji. Powiedzieć "stop, to nie dzisiaj, musimy zawrócić, odrobić zadanie domowe i spróbować jeszcze raz". Za dzień, za dwa, a może za pół roku czy za rok.
Tomasz Jaros: Kiedy jest ten moment? W biznesie albo w górach, że mówimy "stop"? Mogą się pojawić warunki na przykładzie tej wyprawy na Everest, o której wspomnieliśmy, warunki pogodowe niespodziewane, czy słabsza dyspozycja jednego z uczestników?
Łukasz Łagożny: Słabsza dyspozycja jednego z uczestników nie jest powodem, bardzo często, żeby zakończyć całą wyprawę. Tak samo jeżeli mamy projekt, bardzo duży w firmie i jest jedna osoba na chorobowym, nie skreślałbym całego projektu. Bez jednego generała wojna się odbywa. W związku z tym, na wyprawie tak samo, musimy mieć zaplecze. Jeżeli jedna osoba choruje, to ja muszę tę wyprawę mieć tak ułożoną, żeby z tą jedną osobą miał kto zostać, ewentualnie podzielić tak grupę, żeby część z nią zeszła, a reszta żeby kontynuowała atak szczytowy, czyli parcie na szczyt.
To jest bardzo ważne, w jaki sposób my tą grupę podzielimy. Musimy mieć jakiś backup, że jeżeli coś rzeczywiście się wydarzy, żeby dalej to bezpieczeństwo było. Czy kończyć wyprawę? To zależy od warunków. Ja nie zapomnę jednej z moich wypraw do Kirgizstanu gdzie w bardzo trudnych warunkach pogodowych działaliśmy.
Mieliśmy do ostatniego, do trzeciego obozu 250 metrów. I to nie w pionie, tylko w linii prostej. Bardzo dużo szczelin, zbyt mało sprzętu, zbyt krótkie liny. Szczeliny w żaden sposób nie oznaczone, przysypane świeżym śniegiem. Działaliśmy tam w międzynarodowym zespole. Podszedł do mnie kolega, którego poznałem, Austriak, poklepał mnie po ramieniu i powiedział "Łukasz, dzisiaj nie warto. Ja już widziałem dużo śmierci w górach. Zawróćmy". I nieraz taki osąd kogoś obok, bardzo często, informacja działa jak kubeł zimną wodą. Człowiek zaczyna patrzeć na to z innej perspektywy. Rzeczywiście wróciliśmy wtedy, gdzie byliśmy, witaliśmy się z gąską, bo z trzeciego obozu na szczyt kolejnego dnia była świetna pogoda, ale nie byliśmy w stanie pokonać tych trudności technicznych.
Tomasz Jaros: Traktujesz to jako porażkę?
Łukasz Łagożny: Nie, traktuję to jako bardzo dużą lekcję, dlatego że próbowałem później atakować ten szczyt, mało nie zginąłem na nim. Jest to jeden z najtrudniejszych siedmiotysięczników świata. Próbowałem po kilku latach, wracając na ten szczyt i wyobraź sobie, że znowu na niego nie wyszedłem.
Byłem dwa razy pod Chantengri, bo właśnie o nim mowa, i wiem, że wrócę na niego trzeci raz. Nie zabrakło mi kondycji, nie zabrakło mi przygotowania. Zabrakło mi za pierwszym razem szczęścia, a za drugim razem też szczęścia.
Szczyt to tylko połowa drogi
Tomasz Jaros: To jak planować taką wyprawę? Oprócz tego, że tak jak mówimy, są czynniki zewnętrzne, na które nie mamy wpływu, ale musimy sobie mieć plan awaryjny, musimy umieć sobie z tym radzić.
Zmierzam do tego, że jak wytłumaczyć ludziom, że prowadząc projekt, tak naprawdę to wejście na szczyt to jest dopiero połowa drogi.
Łukasz Łagożny: Tak, oczywiście. Każde wejście na szczyt to nawet nie połowa drogi. Ja zawsze powtarzam że to jest 49% sukcesu, bo druga połowa, ta większa i trudniejsza to jest zejście, gdzie człowiek jest już bardzo często mocno zmęczony.
Opada adrenalina, bo już zrobiliśmy to, co chcieliśmy. W biznesie to jest właśnie to samo. Jest ta sinusoida gdzie jesteśmy na szczycie i wiemy, że zaraz może być spadek żeby... Ten sukces w biznesie utrzymać.
Tomasz Jaros: Nie jest tajemnicą, że tak naprawdę jak ktoś wejdzie na szczyt albo osiągnie sukces, to przekładając na góry, najwięcej wypadków zdarza się, kiedy ludzie wracają.
Łukasz Łagożny: I to jest nawet 80%.
Tomasz Jaros: Jesteśmy zmęczeni i nasza psychika inaczej działa. Mówi nam "jesteś zwycięzcą" bo zdobyłeś szczyt, a nasze mięśnie są często ekstremalnie zmęczone. Już nie mamy tyle koncentracji.
Łukasz Łagożny: Oczywiście. Gdzie się nas zdarza najwięcej wypadków na drogach? Już po długiej drodze, pod domem. Gdzie dostajemy mandaty? Też bardzo blisko domu, bo tracimy już właśnie czujność, a musimy być czujni do samego końca. Jeżeli osiągamy sukces w firmie, w swojej branży, to musimy być bardzo czujni, bo na pewno inni też na nas patrzą i próbują troszeczkę podebrać tego naszego powiedzmy w cudzysłowie "szczęścia". Podglądnąć, co robimy dobrze, a gdzie podstawić nogę czy kłodę.
Dlatego ta czujność jest do samego końca bardzo ważna. W górach dokładnie tak samo. Oczywiście nikt nam nie podstawia nóg, chyba że robi to natura. A ona robi to skutecznie i nieraz z premedytacją. Dlatego ta czujność jest bardzo ważna. Stąd przygotowania, stąd treningi. Przy zarządzaniu, różnego rodzaju szkolenia.
Nie obejdziemy się bez tego. To jest bardzo ważny czynnik, żeby otaczać się ludźmi, którzy też wiedzą wiedzą czego chcą, sięgają jak najwyżej. Nie jest ważny... ja teraz sobie tak przypominam, chyba to Pitagoras stwierdził, "jeżeli jesteś w pokoju w którym jesteś najmądrzejszy, to znaczy, że jesteś w złym pokoju".
Tomasz Jaros: Wyjdź z niego.
Łukasz Łagożny: Dokładnie tak.
Tomasz Jaros: Czyli tak naprawdę "rozwijaj się", prawda?
Łukasz Łagożny: Za każdym razem. Dlatego te treningi, dlatego treningi coraz dłuższe, coraz trudniejsze, poznawanie siebie. Może nie poznawanie swoich granic, swoich możliwości, ale cały czas podnoszenie tych swoich wydolności, swoich umiejętności i przesuwanie ich dalej. No bo czym jest bieg długodystansowy, czym są w ogóle jakiekolwiek zawody, czym jest awans w pracy? Niczym innym jak podnoszeniem poprzeczki.
Jeżeli my tą poprzeczkę będziemy systematycznie podnosić, to znaczy, że się cały czas dokształcamy. W różnego rodzaju słowa tego znaczeniu. Że próbujemy robić coś więcej. Ja wiem, że to bardzo łatwo teraz brzmi i być może się dobrze tego słucha, co niektórzy mówią "o czym on mówi". Używając innych słów w tym momencie.
Ale wiem, w jaki sposób dochodzi do tego kolokwialnego sukcesu. Nie jest to proste, ale jest to naprawdę możliwe. Człowiek niestety z natury jest leniwy, mi też bardzo się nie chce. I nieraz jest 20 stopni mrozu, a ja ubieram getry, jakąś cienką kurtkę, żeby zaraz się nie przegrzać, buty i wychodzę w śnieg, w deszcz, w jakąkolwiek pluchę i robię trening.
Nie chce mi się, ale mam za plecami support. I takim supportem właśnie powinien być lider w naszej firmie, powinien być nasz szef, prezes. Takim supportem w domu bardzo często jest druga osoba dziecko, żona, która mówi idź bo musisz coś zrobić, prawda? Jeżeli masz ten plan, to ktoś kto nas bardzo często popchnie, jak nam się nie chce, bo tak jak mówię, nam się nie chce i jeżeli będziemy mieć świetny plan na siebie, ale jeżeli codziennie będziemy powtarzać że... nie wiem, zaczynam biegać, spacerować od jutra, od jutra dobrze się odżywiam, od jutra zaczynam jeździć na rowerze albo spaceruję, żeby zgubić zbędne pięć kilogramów. I jeżeli ja sobie wyrzeźbię piękną tabliczkę albo wydrukuję kartkę i napiszę to nad łóżkiem "od jutra się zmieniam", to codziennie rano jak będę wstawał, będę wiedział tą kartkę, że robię to od jutra.
Tomasz Jaros: Z tego co mówisz tak mi się kilka punktów nasunęło dla takich osób, które chciałyby zmienić swoje życie, spełnić swoje marzenia, rozwijać swoje pasje. Planuj, nie bój się, planuj krok po kroku, realizuj.
Łukasz Łagożny: Oczywiście.
Tomasz Jaros: I konsekwentnie.
Łukasz Łagożny: Oczywiście że tak. I to jest właśnie bardzo ważne. Jeżeli chcemy coś, zacząć chcemy zmienić świat, musimy zacząć od zmiany siebie.
Kiedy? Teraz. Jeżeli chcę zacząć się dobrze odżywiać to muszę zacząć to robić dzisiaj. Jeżeli chcę zacząć chodzić, biegać, spacerować, dźwigać ciężary albo być mistrzem świata w szachach, to muszę zacząć ten trening dzisiaj. Nie mogę go odwalać na jutro. Ja wczoraj przed przyjazdem dzisiaj, dzisiaj tu wstawałem o 2 nad ranem żeby do was przyjechać.
Wczoraj zrobiłem wieczorem trening. Do godziny prawie 23 jeszcze siedziałem przed komputerem, bo miałem kilka ważnych maili do wysłania. Szybki sen. Jak mówiłem sen jest dla słabych. Jestem u was. Wiem, że na pewno dzisiaj znowu będę miał trening, bo za półtorej tygodnia mam ważne zawody, w których startuję.
Osobiste ambicje a przyjaźnie
Tomasz Jaros: No właśnie. Zdobyłeś koronę ziemi. Wiem, że realizujesz swój kolejny projekt Śnieżna Pantera.
Łukasz Łagożny: Tak.
Tomasz Jaros: Dodatkowo, biznesowo udzielasz prelekcji, też pracujesz w biznesie tak naprawdę. Jakie masz kolejne plany? W którym kierunku zmierzasz?
Łukasz Łagożny: Powiem szczerze, że planów ma bardzo dużo. Ludzie pytają, skąd mam tyle czasu.
Ja staram się go nie trwonić. Byłem na Evereście, to prawda, byłem bardzo blisko Boga i mówiłem "wydłuż dobę do 30 godzin". Na razie bez odezwu. Tej doby mi naprawdę brakuje, mam bardzo dużo planów. Śnieżna Pantera w realizacji. W zeszłym roku wyszedłem z moim partnerem, z kolegą od liny na Manaslu. Wspięliśmy się na ośmiotysięcznik w stylu sportowym, bez używania dodatkowego tlenu, bez szerpów, bez tragarzy, bez przewodników. Działaliśmy tylko we dwójkę.
Bez żadnego uszczerbku wszystkie palce są na swoim miejscu tak więc te przygotowania są. W planach są kolejne ośmiotysięczniki. W planach jest rozwój dość duży własnego biznesu. To wszystko się dzieje. Trzeba po prostu uwierzyć. I sport jest czymś, co my często oglądamy w telewizji, tylko my wtedy jesteśmy znawcami.
Jak gra polska drużyna, to wszyscy umieją grać w piłkę, wszyscy są sędziami, tak? Jeżeli są zawody sportowe lekkoatletyczne, to każdy mówił kurczę, mogła przycisnąć na ostatnich, ona czy on ,w pięćdziesięciu metrach i mogłaby wygrać stanąć na podium. Jeżeli startujemy my, to okazuje się, że jednak nie można nieraz przycisnąć ostatnich stu czy pięćdziesięciu metrów, ale możemy się starać. Dlatego sport pokazuje nam bardzo często, gdzie jest nasza siła. Budujemy bardzo często przy tym charakter, jak się nie da.
Tomasz Jaros: Znamy przykłady z historii. Nawet bicie rekordów, przesuwanie granic kolejnych przez zawodników.
Łukasz Łagożny: Dokładnie. Musimy po prostu uwierzyć w siebie. Sport nam bardzo często w tym pomaga, bo wiemy, że nie jesteśmy w tym miejscu, w którym stoimy z przypadku. Nieraz się tak zdarza, że mamy bardzo dużo szczęścia i w jakiś sposób to się wszystko układa, ale jest to, podejrzewam, tylko i wyłącznie do czasu.
Stąd się biorą bardzo często też wypadki w górach. W szczególności wypadki śmiertelne. Widziałem wiele wypadków. Niektórzy moi koledzy wracali z potężnymi odmrażeniami. W jednym wypadku mój kolega stracił pięć palców z powodu odmrożeń. Widziałem wypadki śmiertelne. Widziałem pozostawienia przyjaciół podczas tego jak już widzieli szczyt i zostawiali najsłabszych, a sami zmierzali w drodze do celu.
Czy są to dobre rozwiązania czy po trupach, w cudzysłowie oczywiście, do celu. Nie powinno tak być.
Tomasz Jaros: Tu nawiązujesz tak naprawdę do debaty, która się w mediach także od kilku lat toczy odnośnie tego, gdzie jest ta granica wejścia na górę, spełniania swoich marzeń, ambicji a właśnie pozostawienia lub opieki nad swoim przyjacielem czy partnerem.
Łukasz Łagożny: Tak, tutaj też musimy to wziąć pod uwagę, dlatego że... Jeżeli zmierzamy na szczyt i ja rzeczywiście zostawię mojego partnera, bo moim celem jest zdobycie szczytu, to jest to haniebne. Bo powinien mu pomóc zejść, bo ta góra będzie czekała, ona będzie za pół roku, za rok, za dziesięć lat. Będę mógł spróbować drugi raz.
Życie czy zdrowie mojego partnera - niekoniecznie. Ale jeżeli ja, schodząc z góry, gdzie jesteśmy we dwójkę i mój partner, nie wiem, łamie nogę, jest to bardzo trudny teren, to jeżeli ja zostanę z nim, gdzie jestem też bardzo często mocno zmęczony... My nieraz schodzimy z gór, gdzie rzeczywiście każdy krok jest dla nas bolesny.
Jeżeli ja zostanę z moim partnerem przy złych warunkach pogodowych, to my najprawdopodobniej zginiemy we dwójkę.
Tomasz Jaros: Łukasz, ale tak jak sam wspomniałeś, te wyprawy nie są tanie. Ty czy osoby, z którymi się wspinasz, zbierają pieniądze. Sponsorzy także wymagają. Z drugiej strony też jest ogromna presja środowiska.
Oczywiście sukces, to jest taka kultura sukcesu, prawda?
Łukasz Łagożny: Jest potrzebny.
Tomasz Jaros: Dokładnie. No i to, co w głowach się często u ludzi budzi. Chęć sukcesu mimo kosztów, które można ponieść. Gdzie jest ta decyzja? Gdzie jest moment na decyzję?
Łukasz Łagożny: Moment zawsze jest i to zależy od tego, jakie mamy priorytety.
Tomasz Jaros: To zależy od humanizmu?
Łukasz Łagożny: Nie, nie zależy, myślę. Myślę, że to zależy od naszego serca. To, gdzie, w którym miejscu my chcemy być, jak chcemy być postrzegani. Jeżeli idziemy po trupach do celu, to jest to jakaś droga, ale myślę, że ona jest bardzo krótka i nie jest ona na pewno właściwa. Bardzo ważne rzeczywiście jest pomaganie drugiej osobie.
Ale tak jak mówiłem, jeżeli podczas zejścia zacznę pomagać drugiej osobie, nie ma możliwości wzięcia kogoś na barana. Chociaż dzisiaj się mówi, że na Ewerest można kogoś wynieść. To jest nieprawda, bo takie osoby, które przestają iść po prostu umierają. Ja jak byłem na Ewerescie, zginęło pięć osób, w tym jeden z szerpów, że tak powiem w cudzysłowie, z przewodników wysokogórskich, który był Nepalczykiem, był już kilka razy na szycie Everestu.
Tak więc ta śmierć jest. Teraz, gdybym ubrał buty biegowe, to wezmę do jednej ręki wodę, do drugiej jakieś batony, mogę biec 100 kilometrów bez żadnego specjalnego przygotowania. W górach najwyższych robię między 30 a 50 kroków i nie jestem w stanie zrobić kolejnego. Jest to bardzo obciążające i bardzo łatwo ludziom ocenia się różnego rodzaju decyzje z kanapy.
Po pierwsze: pokazać ludziom, że się da
Tomasz Jaros: Żeby tak nie kończyć takim smutnym akcentem. Co byś powiedział osobom które prowadzą własny biznes, które mają właśnie marzenia, które chcą się realizować, to niezależnie czy góry czy mogą mieć inne pasje.
Łukasz Łagożny: Oczywiście, lepienie pierogów może być świetnym biznesem, ale może być czas, kiedy te pierogi się po prostu nie sprzedają.
Trzeba myśleć, użyję polskiego słowa, "kombinować" w jaki sposób dobrze te pierogi zareklamować, jakim nadziać je farszem. Wymaga to pewnej kreatywności, żeby rzeczywiście zrobić coś innego. Może ulepić je w kształt jakiś śmieszny, coś żeby rzeczywiście przyciągnęło uwagę. Każdy biznes wymaga pokazania tego, co jest dobre nie w produkcie, tylko w osobie, która rzeczywiście wymyśla ten produkt. Dlaczego on ma być smaczny, dlaczego on ma być dobry, dlaczego ludzie mają skorzystać z mojej wiedzy i iść ze mną na Kilimanjaro.
Ja zawsze mówię ludziom, że nie gwarantuję wyjścia na szczyt. I robię to z czystą premedytacją. Ale gwarantuję, że będę pomiędzy nimi a niebezpieczeństwem w drodze na szczyt. I zdarzało się tak nawet na prostych górach należących do korony Europy, że pod szczytem, dosłownie 200-300 metrów od szczytu, zawracaliśmy.
Było bardzo duże zagrożenie lawinowe. Nawet te lawiny by nas nie porwały, ale były ostre ściany, czyli na takiej lawinie deskowej moglibyśmy zostać ściągnięci... w najlepszym wypadku połamani, gdybyśmy spadli z wysokości 50, 70 czy 90 metrów. I jest pewien oczywiście niedosyt, że się nie wyszło na górę, że coś się nie udało, że projekt, że ten jednak wzór tych pierogów, kurczę, nie trafił ale nie jest to powód do tego żeby tych pierogów dalej nie robić.
Tomasz Jaros: A jeżeli mówimy o górach, biznesie czy jeszcze powinniśmy zwracać uwagę na jakieś takie... Bo też jesteś społecznikiem. Tam w Podkarpaciu jesteś bardzo znany, otrzymujesz nagrody itd., rozwijasz się. Co możemy wnieść biznesowo czy realizując takie marzenia do społeczności lokalnej?
Łukasz Łagożny: Po pierwsze możemy pokazać ludziom, że się da.
Ja zawsze powtarzam na różnego rodzaju moich spotkaniach, szkoleniach takich motywujących. Ja mówię, że jestem z Bykowiec. Ludzie pytają skąd? O Bykowcach nie słyszeliście? Bardzo mała miejscowość pod Sanokiem. Sanok już co niektórzy kojarzą jadąc w Bieszczady. Praktycznie musimy przejechać przez Sanok, jesteśmy znani z Muzeum Wiesława Beksińskiego, z największego skansenu w Polsce.
I wtedy już ludzie wiedzą. Jeżeli powiem, że jestem blisko Rzeszowa, choć do Rzeszowa mamy 70 kilometrów, to każdy, "a Rzeszów to już tam u was Ukraina, prawda? Teraz słychać wystrzały z wojny?", bardzo często są też takie pytania i ja mówię, że wcale nie potrzeba pochodzić z Warszawy, z Krakowa, z Gdańska, z Poznania, Wrocławia czy innych bardzo dużych ośrodków, żeby spełniać marzenia, żeby robić to, co się chce i żeby pokazywać innym, że można.
To jest taki przysłowiowy zakład szwagrów. "Co, ja nie dam rady? Szwagier, potrzymaj mi piwo, to ci pokażę". I w małych społecznościach ludzie nie wierzą w siebie, nie wierzą w to, że mogą. Ale nie tylko w małych. Daję sobie rękę obciąć, że w wielu dużych aglomeracjach ludzie mieszkają w swoim M, i myślą "kurczę, ja nie dam rady, nawet nie będę zaczynał, bo nie dam rady".
Ja też tak myślałem. Gdyby ktoś zapytał mnie piętnaście, osiemnaście lat temu czy stanę na Evereście, czy zdobędę Koronę Ziemi, wiesz co bym zrobił? Roześmiałbym się w twarz. Powiedziałbym, że nie znajdę pieniędzy, nie przygotuję się. Przecież tam trzeba mieć super sprzęt, trzeba mieć super kondycję. Znalazłbym milion powodów, żeby tego nie zrobić.
Najważniejsze jest to, żeby znaleźć jeden, żeby to zacząć.
Tomasz Jaros: Jak angażujesz swoich regionalnych np. kumpli, przyjaciół?
Łukasz Łagożny: Jeżeli chodzi o partnerów wspinaczkowych, partnerów od liny, tak samo jak i partnerów biznesowych, trzeba wiedzieć na kim można polegać. To nie jest takie proste. Twoim partnerem nie może być każdy i to też trzeba wiedzieć. Bo jeżeli ja mam świetną koleżankę panią Basię, to niekoniecznie ona będzie bardzo dobrym dyrektorem, ale może być świetną osobą, która utrzyma porządek w firmie.
Dlatego musimy znaleźć osoby, które będą nam pomagały. Ja w całej Polsce, w całej Polsce mówię, mam trzech partnerów wspinaczkowych, których cenię. Musiałem ich wybrać w odpowiedni sposób, testując ich i mogę dać im drugi koniec liny i wiem, że oni tego końca liny nie puszczą.
Tomasz Jaros: Jak dobierasz zespół wyprawy komercyjnej też w ten sposób selekcjonujesz?
Łukasz Łagożny: Tak, dlatego że w zależności od tego, jaka jest to góra jeżeli wspinamy się na prostą górę, to rzeczywiście mogę wziąć Kowalskiego przysłowiowego. Ale jeżeli wspinamy się na trudniejszą górę, gdzie potrzeba umiejętności, to ten Kowalski jest selekcjonowany, on musi mieć doświadczenie. Muszę z nim porozmawiać.
Jeżeli jest to naprawdę trudna góra, to muszę już też z nim się wspinać w ścianie. Czyli jeżeli, przekładając na biznes, wchodzę z kimś w spółkę, to muszę wiedzieć z kim. To nie może być osoba przypadkowa, to musi być osoba, która zna się na tym. Oczywiście, można komuś pomagać, można komuś tłumaczyć i pokazywać odpowiednią drogę.
To jest właśnie ta rola już lidera, o którym mówiliśmy wcześniej. Dlatego nawet w spółce musi być ten prezes, który rzeczywiście rządzi i nie można mu się "wcinać", że tak powiem. Dlatego że to jego zdanie... nie może być wiele osób, które chcą kierować wyprawą, bo ta wyprawa nam się rozjedzie. W spółce jeżeli będziemy mieć zbyt wielu dyrektorów, którzy chcą ciągnąć w różne strony rozwoju załóżmy firmy, też ten rozwój będzie poszatkowany i być może nie będzie dobry.
Dlatego ten lider, czy to w firmie, czy to w spółce, czy to w górach, czy właśnie u tej pani, która lepiej pierogi, musi być ta jedna wspólna wizja, czyli musimy wiedzieć, w którym miejscu i gdzie chcemy być. Na moim konkretnym przypadku, ja w 2009 roku powiedziałem sobie po zdobyciu mojej pierwszej góry z Korony Ziemi, a był to Elbrus, powiedziałem sobie, że chciałbym zdobyć całą Koronę Ziemi i daję sobie na to 10 lat.
Tomasz Jaros: Czyli lider to wizjoner, pasjonat. Trzeba go obdarzyć zaufaniem i on dobiera sobie odpowiednich ekspertów profesjonalistów, którzy pomagają mu realizować.
Łukasz Łagożny: Powiedziałeś to o tym liderze pasjonacie, ekspercie. To rzeczywiście to wszystko się układa w jedną całość. Taka osoba to takie wszystko w jednym.
Ale my nie musimy się na wszystkich znać Jeżeli jest to prezes to on ma swoich dyrektorów. Jeżeli ja organizuję wyprawę zatrudniam kucharzy i nie muszę wiedzieć ile mam dodać soli do makaronu. Wiem, że mój kucharz zrobi to dobrze. To jest dokładnie to samo. Tak więc to zarządzanie, nieważne czy na wyprawie czy w firmie, jest bardzo istotne i osoba, która jest tylko - albo aż - odpowiedzialna za rozwijanie liny i jej poręczowanie jest bardzo ważna w tym zespole, ale to lider pokazuje, w którym miejscu tę linę trzeba zaporęczować.
Tomasz Jaros: Gościem naszym był Łukasz Łagożny, himalajista, alpinista, człowiek który zdobył Koronę Ziemi. Ultramaratończyk. Przy okazji przedsiębiorca, rozwija swój własny biznes i ambasador WeNet. Dziękuję za rozmowę.
Łukasz Łagożny: Dziękuję serdecznie.